O ile nie podpiszę się pod wieloma przekonaniami i stereotypami, które opisują macierzyństwo, tak z jednym zgadzam się w stu procentach – po urodzeniu dziecka wszystko się zmienia ;-). Nie chciałam w to wierzyć, czasem starałam się sobie udowodnić, że to mit, ale tak jest! OK – jestem tą samą osobą, mam tych samych przyjaciół, podobne marzenia i plany, ale na wszystko patrzę teraz z perspektywy potrzeb małego człowieka, który zresztą potrafi je dość dobitnie wyrażać ;-). Ten mały człowiek sprawił też, że moje potrzeby nieco się zmieniły, również w kontekście zawodowym. Jest inaczej niż dotychczas, ale równie ciekawie.
Kasia – Kobieta Pracująca
Ukończyłam studia magisterskie w „szkole poetów” (filologia polska) i studia podyplomowe „Psychologia w zarządzaniu”. Od 8 lat jestem zawodowo związana z branżą HR. D doświadczenie zdobywałam pracując w agencjach pracy tymczasowej i doradztwa personalnego oraz w dziale personalnym dużej spółki z branży transportowej. Obecnie prowadzę własną działalność i dostarczam firmom usługi z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi.
Kasia – Mama
Jestem też mamą piętnastomiesięcznej Ali, zwanej Klopsikiem, Lalunią i Robaczkiem. Myślę, że Klopsika mi kiedyś wybaczy
Moje życie zawodowe przed ciążą
Zanim urodziłam Alicję prowadziłam całkiem przeciętne życie i miałam całkiem przeciętną pracę. Nie zmieniałam świata ;-). Ale nie jest to wyraz mojej frustracji, w tym swoim fajnie poukładanym życiu byłam bardzo szczęśliwa. Ważne było dla mnie to, że moja ścieżka zawodowa układa się w taki sposób, jaki sobie zaplanowałam. Podczas studiów, gdy zorientowałam się już, że praca nauczyciela czy dziennikarza nie są dla mnie, spróbowałam „praktykowania” w agencjach doradztwa personalnego i pracy tymczasowej. Na tyle zainteresował mnie temat rekrutacji, że postanowiłam rozwijać się w obszarze tzw. „miękkiego” HR. Odbyłam kilka praktyk i staży, dostałam pierwszą pracę na etacie (również w agencji doradztwa personalnego), a później zmieniłam ją na pracę w wewnętrznym dziale personalnym dużej firmy z branży transportowej. Praca w tym miejscu przez kilka lat była dla mnie bardzo satysfakcjonująca, miałam okazję realizować ambitne projekty, współpracować ze wspaniałym zespołem (jeśli to czytacie – dziękuję wam za „wynagrodzenie emocjonalne” ;-P).
Jak było – czy byłam zadowolona z pracy przed ciążą? Czego się obawiałam?
Lubiłam przychodzić do biura i nie wyobrażałam sobie, jak miałby wyglądać mój tydzień bez obecności w pracy. Dodatkowo miałam (i mam nadal ;-)) bardzo udane życie prywatne – wspaniałych przyjaciół, najlepszego na świecie męża , podróżowanie, tańcowanie itp. Tak mi się ten mój świat podobał, że obawiałam się bardzo zmian, jakie przyniesie urodzenie dziecka dziecka: że będę musiała dzielić się mężem ;-), że z przyjaciółmi już nie tak łatwo będzie spotkać się na nocnych rozmowach, że nie znajdę czasu na taniec i – last but not least – na rok „wypadnę” z życia zawodowego (do końca nie wiedziałam, ile czasu spędzę z córką, ale zakładałam, że prawdopodobnie skorzystam z rocznego urlopu macierzyńskiego). Jednym słowem MASAKRA.
Uparcie trzymałam się swojej dotychczasowej rzeczywistości – pracowałam do ósmego miesiąca ciąży, trzy tygodnie przed porodem byłam jeszcze na Weihnachtsmarkt w Berlinie, oczywiście chodziłam na aerobik (dla kobiet w ciąży), tydzień przed porodem wysiedziałam w kinie 3h na „Wilku z Wall Street” (lekko nie było ;-P). Dzielnie godziłam bycie kobietą w ciąży z pozostałymi obowiązkami ;-).
Jak jest, czyli dziecko vs. praca
Potem urodziła się córa i o pracy nie myślałam przynajmniej sześć miesięcy. Starałam się po prostu, żeby Ala przeżyła każdy kolejny dzień i jak się udawało, to dawałam sobie medal za bycie super mamą. A tak na serio – nie myślałam o pracy, ponieważ nie miałam takiej potrzeby. Choć wiele rzeczy w macierzyństwie mnie zaskoczyło, choć nie zawsze było cukierkowo-różowo (to chyba wie każda mama), to czas spędzany z córką był wspaniały. Mimo, że nie wyglądało to tak, jak w moich pierwotnych założeniach (wakacje, ja na kocyku leżę sobie na łące, dziecko raczkuje i bawi się zabawkami i tak spędzamy cały dzień ;-P), to było pięknie. Nie spodziewałam się, że tak zaangażuję się w bycie mamą. Podobno to hormony i podobno jest to doświadczenie wielu kobiet ;-). Oczywiste było dla mnie, że zostaję w domu z córką rok.
O pracy ponownie zaczęłam myśleć, gdy Ala miała osiem miesięcy. Ponieważ udając się już na urlop macierzyński wiedziałam, że będę szukać nowej pracy, zaczęłam realizować swój plan. Przeglądałam oferty pracy, wysyłałam CV, chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne. Zastanawiałam się również, jakie mam możliwości pracy w mniejszym wymiarze godzin niż pełen etat, czy mam możliwość pracy w elastycznych godzinach, pracy zdalnej? Nadal ważne było dla mnie, by mieć sporo czasu dla dziecka. Zresztą, gdy Alicja miała osiem miesięcy wyjście do pracy było dla mnie jeszcze abstrakcją, mission impossible Ale gdy skończyła rok, nie było już tak źle.
Poszukiwanie nowej pracy szło mi opornie, byłam dość wybredna – odpowiadałam tylko na oferty, które w największym stopniu spełniały moje oczekiwania związane np. z czasem pracy, miejscem pracy, dyspozycyjnością. Nowego miejsca dla siebie szukałam około 5 miesięcy. Ostatecznie zdecydowałam się nawiązać współpracę z prywatnym szpitalem i przychodnią, gdzie realizuję całość zadań związanych z obszarem zarządzania zasobami ludzkimi. Założyłam własną firmę, którą rozwijam również poza współpracą z głównym klientem, czyli szpitalem. Praca dla głównego klienta zajmuje mi około 20h tygodniowo, na pozostałe działania związane z rozwojem działalności przeznaczam taką ilość czasu, jaką dysponuję w danym tygodniu, zazwyczaj około 15h. Nie jest to dużo, ale do pracy wróciłam dopiero miesiąc temu i chcę, aby ta zmiana w życiu naszej rodziny przebiegła dla wszystkich płynnie. Robię ewolucję, nie rewolucję.
Bardzo dobrze czuję w obecnej sytuacji – pracuję, mam czas na bycie mamą, wyjście z córką na spacer, zabawę, wspólne gotowanie (tzn. ja gotuję, ona rzuca garnkami po całej kuchni). Alicja chodzi do prywatnego, małego żłobka. Jestem zadowolona z opieki, którą tam ma. Jedyną przeszkodą są oczywiście częste choroby, ale z tym liczyliśmy się, gdy decydowaliśmy się na ten rodzaj opieki. Jak sobie wówczas radzimy? Opiekuję się nią najczęściej ja, ponieważ mam możliwość, by pracować zdalnie lub tak rozłożyć pracę, by jednego tygodnia być w domu, a drugiego poświęcić pracy więcej czasu. Opiekuje się Alą również tata (choć to on w naszym związku „robi karierę” ;-)) i daje radę. Pomagają nam również bliscy. Na szczęście Alicja lubi spędzać czas z innymi osobami, szczególnie tymi, które już zna. Chętnie się z nimi bawi, a rozstania przeżywa spokojnie (nie muszę urządzać wyjść „po angielsku”, zawsze jest pięć minut „paapapapapa” pod oknem). Teraz widzę, że chyba jest na to gotowa, jeszcze kilka miesięcy temu jej zachowanie było zupełnie inne. Doceniam więc roczny urlop macierzyński.
Pracownik + Mama = ?
Czy ciąża i macierzyństwo zmieniły moje zachowanie, postawy i podejście do realizowania zadań?
Macierzyństwo nie zmieniło mnie bardzo jako pracownika, a jeśli tak to dostrzegam same plusy. Przede wszystkim dziecko nauczyło mnie większej elastyczności w podchodzeniu do planów – dotychczas żyłam z kalendarzami w ręku (jeden to było zdecydowanie za mało), a z moją córką tak się nie dało. To nie było dziecko, które zasypia zawsze o tej samej porze i o tej samej porze je. Całkowity freestyle - i do dziś tak ma.
Na pewno jestem bardziej pewna siebie i w bardziej otwarty sposób komunikuję swoje potrzeby i zdanie. Do tej pory ważniejsze dla mnie było chyba zadowolenie pozostałych osób, zespołu, wolałam często odpuścić swoje przekonania na rzecz ogółu. Nie zawsze miałam odwagę wypowiadać swoje zdanie. Przy Ali się tego nauczyłam, bo nie chciałam odpuszczać w ważnych kwestiach z nią związanych, np. sposobu jej karmienia, opieki nad nią. To przeniosło się również na sferę zawodową. Zawsze uważałam siebie za osobę dobrze zorganizowaną, ale teraz to już wskoczyłam na najwyższy level. Nie wiem co to będzie, gdy zdecyduję się na drugie dziecko ;-).
Powrót i co dalej – jak wygląda moja praca teraz?
Sam powrót do pracy nie był dla mnie źródłem stresu, największe obawy miałam wcześniej, czyli przy rozpoczynaniu żłobkowania córki. Zaplanowaliśmy jej adaptację już na dwa miesiące przed moim powrotem do pracy, by stopniowo ją wdrożyć (nawiasem mówiąc, przez te dwa miesiące w żłobku była 6 dni ze względu na choroby). Ja jednak ciężko znosiłam to, że córką opiekuje się ktoś inny, że nie spędzam z nią już tyle czasu, że będzie miała kłopoty ze spaniem, jedzeniem w nowym miejscu, że będzie płakać, tęsknić. Myślę, że mi też był potrzebny dobry miesiąc, by zaufać, że ma w żłobku dobrą opiekę, że daje tam radę. Pomogło mi wsparcie innych mam, które już to przeżyły i świadomość, że po jakimś czasie córka będzie z radością biegła do dzieci (takie mam wizje, może też zupełnie nieadekwatne, jak te z leżeniem na łące).
Dzięki temu, że córka wdrażała się do żłobka stopniowo, a ja wraz z nią, w pierwszych dniach po powrocie mogłam skupić się już na samej pracy. Szczególnie, że jestem w biurze około 4h dziennie, pozostały czas pracuję z domu. Do pracy wróciłam z dużym entuzjazmem – nowe miejsce, nowi ludzie, nowe zadania, a wszystko ciekawe. Jestem zadowolona ze zmiany, na którą się zdecydowałam.
Moja wiadomość dla kobiet, które dopiero planują macierzyństwo lub aktualnie są w ciąży
Zachęcam wszystkie mamy na urlopach macierzyńskich, by stopniowo organizowały sobie powrót do pracy, małymi kroczkami realizowały projekt „mama pracuje”. Początkowo, by wybrały najlepszą dla siebie i dziecka opiekę, zastanowiły się nad scenariuszami awaryjnymi (chory bobas) i przede wszystkim odpowiedziały sobie na pytanie, jaka praca w obecnej sytuacji jest dla mnie najlepsza. Czy chcę robić to, co do tej pory robiłam? Czy będzie mi odpowiadała praca na pełen etat? Czy chcę coś zmienić, czy mam taką możliwość? I działać. Powodzenia!